sobota, 31 grudnia 2011

W Nowy 2012 Rok czas wejść...

Czas biegnie nieubłaganie ...
Już za chwilkę przywitamy Nowy Rok... Rok 2012!!!
Kto w takim dniu jak dzisiejszy myślałby o tym co było i jak było?

Na refleksje nad tym co minęło przyjdzie czas potem,potem,później,
kiedy staniemy oko w oko z rzeczywistością kolejnych dni...

Dziś bawimy się oczekując nowego...nieznanego,
mając nadzieję na samo dobro.

Tak więc:

Kochani - w tym czasie oczekiwania na nadejście Nowego 2012 Roku
życzę Wszystkim możliwości
pożegnania Starego Roku z uśmiechem na twarzy,
zostawiając wszystkie złe chwile za sobą
i przywitanie Nowego z radością i nadzieją na wszystko co najlepsze.

Życzę Wam,
Żeby przyszły same jasne dni,
Żeby sny były kolorowe,
Wieczory pełne nadziei,
A poranki beztroskie!
Życzę Wam,
Szczęścia,
Dobrego zdrowia,
Powodzenia w realizacji marzeń. 









Biorąc udział na powitanie Nowego Roku w domowej zabawie -
zdecydowałam się na ubranie
- cudem skończonej dziś bluzki i dyżurnej czarnej spódnicy z jedwabiu.
Takie uszytki ratują mnie nie jeden raz,
pozwalają czuć się było nie było odświętnie wtedy,
kiedy trzeba tak jak choćby dziś
w tę sylwestrową noc.
Jestem przekonana,że jeszcze nie jeden raz będę z niej korzystać
a Wy przy okazji poznacie jej kolejną odsłonę.
Dziś jednak najważniejsza jest bluzka.





piątek, 23 grudnia 2011

Nadeszły Święta




Wigilia Świąt Bożego Narodzenia już jutro.
Wkraczamy w okres świętowania narodzin Dzieciątka.
Proszę więc,
przyjmijcie z tej okazji moje najserdeczniejsze życzenia.

Świąt zdrowych i radosnych,
pełnych wiary, miłości i nadziei,
spędzanych w gronie rodzinnym i
wśród przyjaciół
a także niezapomnianych prezentów
pod choinką -

życzy Kora


Jestem jak chyba większość z nas w końcowej fazie przygotowań do Świąt.
Zgodnie z tradycją w wannie pływają karpie.
Dwa,duże a właściwie wielkie,każdy ma ponad 2,5 kg żywej wagi.
Ich los rozstrzygnie się już dziś,bo dziś będzie przygotowywana galareta.

.
.
Stroik gotowy,a właściwie są dwa.
Można ustawić w różnych miejscach stołu.
Jutro zniesiemy ze strychu pudło z choinką i ozdobami -
niestety będzie sztuczna w tym roku i ubrana tylko jej górna część..
.
.
.
Odświętny strój też przygotowany..
Jako,że zdecydowanie lepiej czuję się w spódnicach,strój można będzie komponować.
Zresztą moje hobby nie rozwija się zbyt spektakularnie,najlepiej więc idzie mi szycie spódnic.
No to mam na uroczystą kolację jedną a drugą z przeznaczeniem do prac kuchennych,ale niekoniecznie,
bo w zestawieniu z czymś przewiewnym,eleganckim też może uchodzić za strój świąteczny.
Ta jednak z pewnością nie zagrzeje u mnie miejsca zbyt długo.
Nie ten krój,nie ten fason...ale pochwalić się chcę jako,że tak mało ostatnio piszę na moim blogu.
Wierzę,że wkrótce się to zmieni,że wyszyję wszystko co skroiłam pod wpływem blogujących i forumowych krawcowych.
Jest tyle pięknych modeli,które zapragnęłam uszyć sobie,no więc wydrukowałam formy i nawet pocięłam tkaniny.No może poprawniej się wyrażę - skroiłam .
Czekam na wolny czas....
Mężczyźni mają lepiej,a może gorzej...
garnitur i odświętna koszula,mucha lub krawat nie wymagają zbyt wiele zachodu by wyglądać uroczyście w ten najpiękniejszy z wieczorów.

Ja będę wyglądać tak,nie wiem czy ładnie ale z pewnością odświętnie i wieczorowo.

Jeszcze tylko jutro wyskok do galerii po majteczki,hihihii święta,święta,święta....

wtorek, 13 grudnia 2011

Święta tuż,tuż...




Owszem,już czuję atmosferę świąt.

Porządki w domu,planowanie menu wigilijnego i na święta a także
spokojne jeszcze zakupy, troska by nie zostało wszystko na ostatni moment,
co czasem mi się już zdarzało.

W tym roku chciałabym mieć również spokojny przebieg przygotowań ,bez pośpiechu i nerwowej atmosfery .
Ostatni moment przygotowań to będzie jak zwykle zakup karpia,
tradycyjnie 22 lub 23 grudnia i tradycyjnie żywego .
Musi być żywy,musi popływać choć kilka godzin w wannie,musi oddać nam swoje łuski jako zadatek na obfitą gotówkę w następnym roku.


Jego los jest jednak przesądzony.

Tradycyjnie karp podawany jest u mnie po żydowsku i smażony.
Duże ilości karpia lądują na moim stole wigilijnym.
Cała rodzina uwielbia karpia smażonego a nieliczni członkowie życzą sobie w galarecie.
Papranina totalna z tym karpiem po żydowsku ależ czego nie robi się dla rodziny i tradycji.
Na szczęście taką potrawę przygotowuję jeden raz w roku,właśnie z okazji
Wigilii i Świąt Bożego Narodzenia.

Ale to nie jedyne potrawy na tę uroczystą kolację jaką serwuje się w moim domu od lat.
Zawsze jest ich 12 choć mogłoby być nawet więcej ale przestrzega się u mnie tradycji również w aspekcie by skosztować choć odrobinę każdej z 12 potraw, by zapewnić sobie dostatek.
Na moim wigilijnym stole z reguły goszczą potrawy:

1.Zupa grzybowa z makaronem
2.Pierogi z kapusta i grzybami
3.Karp smażony
4.Karp w galarecie
5.Kapusta z grochem
6.Śledzie w śmietanie
7.Śledzie w oleju
8.Zupa z mlecza
9.Ziemniaki w skórkach z masłem
10.Kluski z masą makową
11.Pieczywo
12.Kompot z suszonych owoców



Dziś jeszcze spokojnie myślę o kulinarnych przygotowaniach do świąt ale jak znam siebie już niebawem to się zmieni.
Gorączka dopadnie mnie pewnego dnia i zacznę pichcenie.
Teraz jednak rozważam jeszcze wiele około świątecznych tematów jak np.
wybór strojów do kolacji ,przygotowanie play listy kolęd,decyzja choinka sztuczna czy żywa,stroik na stół ubiegłoroczny czy inny, itd,itp.


I kolejna sprawa ważna i związana z tradycją przestrzeganą w mojej rodzinie.
Koniecznie,koniecznie muszę znaleźć czas by wyskoczyć w wigilijny dzień do miasta by kupić sobie ... figi...majtki lub reformy , jak je zwał tak zwał ,wiadomo o co chodzi ...hihihi
Znacie ten zwyczaj?Celebrujecie go również w swoich tradycjach ?

Świąteczne drzewko czyli choinkę ubiera się w moim domu od zawsze w wigilijny poranek.
Potem aż do ostatniej niemal chwili zanim zasiądziemy do stołu pojawiają się pod nią paczki i paczuszki czyli prezenty.



Od tego momentu,szczególnie wśród młodszych członków rodziny, rośnie napięcie.
Kiedyś przybywał do nas po wigilijnej kolacji Mikołaj z workiem prezentów na plecach,ale od pewnego czasu nie było go u nas.
W tym roku zawita chyba znowu,tak mi się wydaje,
Olga powinna go już poznać, to chyba konieczność zaprosić Mikołaja znowu do naszego domu.

Przy stole zawsze obowiązuje dodatkowe nakrycie - dla ewentualnego strudzonego wędrowca,niezapowiedzianego gościa... to też tradycja.

Święta,święta nadchodzi ten radosny czas...

Chwilami myślami jestem przy szyciu i innych rękoczynach,które chciałabym jeszcze popełnić przed świętami.
Dopadam maszyny,tkanin i coś tam próbuję szyć.
Szyję,pruję,poprawiam,przerabiam,kombinuję.
Najłatwiej wychodzą mi jednak spódnice ,zresztą najbardziej je lubię i najlepiej się w nich czuję i najczęściej je zakładam.
Mam nadzieje,że w Wigilijny Wieczór zasiądę do kolacji we własnoręcznie uszytej spódnicy,że czas prucia i szycia zakończę przynajmniej w przeddzień tej jedynej w swoim rodzaju uroczystej kolacji.

I nastąpi czas radości, serdecznych życzeń i świętowania ...

Mam taką nadzieję...



poniedziałek, 5 grudnia 2011

Mikołajki a raczej Dzień Świętego Mikołaja

Sama nie wiem czy właściwie to brzmi ...

Mikołajki ...

Jednakże to fajne święto, jest zapowiedzią nadchodzących radosnych Świąt Bożego Narodzenia.
Skraca niecierpliwym małym ludziom czas oczekiwania na choinkę,na Wigilię, na czas kolędowania i oczywiście na przyjście Mikołaja z wymarzonymi prezentami.
Mikołajki to nazwa wprowadzona w czasach minionego socjalizmu ,wprowadzona jako nazwa świecka by uniknąć nazywania tego dnia od katolickiego świętego...

W Polsce zwyczaj obdarowywania głównie dzieci z okazji dnia Świętego Mikołaja jest udokumentowany od osiemnastego wieku ,kiedy to dzieci znajdowały pod poduszką lub w swoich bucikach jabłka i złocone orzechy.


Dziś wkładanie mikołajkowych upominków pod poduszkę śpiącego dziecka,
czy w buciki stojące u drzwi przedpokoju, przegrywa konkurencję z kolorową skarpetą zawieszoną na kominku czy na klamce u drzwi a samo święto stało się niestety komercyjne.

Dzieci łatwo przyswajają zachowania jakim je poddajemy my dorośli, tylko czy polskie dzieci powinny znać i stosować w przyszłości w swoim życiu obce kulturowo zwyczaje nie mając pojęcia o polskiej tradycji...
Cóż, nie jestem przeciwniczką nowości ,nie jestem konserwatystką ale jestem tradycjonalistką,szanuję obce tradycje ale u siebie stosuję zasady jakie mi wpojono w moim rodzinnym domu.
Szanuję nie z przekory ale z szacunku do tego co jest mi znane,bliskie i jest polskie.
Tak więc u mnie prezent mikołajkowy,symboliczny,drobny, bo tego też wymaga tradycja, będzie podłożony pod poduszeczkę.
Ale już dziś cały dzień jest przesiąknięty przygotowaniami do tego co będzie mieć kulminację jutrzejszego ranka - moja Oldżi podchodzi do łożeczka i zagląda pod podusię,kręci główką przecząco ,wydając dźwięk NE, oznaczający,że nic tam nie znalazła.
Mam wielką nadzieję,że jutrzejsze podglądanie będzie miłym zaskoczeniem dla niej a dla nas kolejnym wzruszającym przeżyciem.
Znajdzie tam bowiem smakołyk,który uwielbia ale ,który jest drastycznie i skutecznie jej wydzielany a także baloniki, którymi uwielbia się bawić.





Ciekawa jestem czy wobec narastającej amerykanizacji naszego życia, przejmiemy wkrótce a raczej narzucimy następnym pokoleniom otwieranie prezentów gwiazdkowych w poranek pierwszego Bożonarodzeniowego Dnia?
To byłaby moim zdaniem kolejna smutna świąteczna rzeczywistość...

niedziela, 4 grudnia 2011

Determinacja...

Wszystkie szyjecie,przerabiacie,prezentujecie a ja...
ja mam lenia.
Jestem na etapie gadania, jak przekupka ...gadam i gadam,wszędzie gdzie się da,od tygodni nadaję.

Wreszcie wczoraj skroiłam sobie katanę.
To najwłaściwsze określenie tego mojego 'ubranka'.
Zarówno kolor jak i rodzaj tkaniny nie są pewnie najciekawsze - szaro bure ...
ale co tam.
Chciałam uszyć cokolwiek,byle szybko,byle móc czymś się pochwalić na moim biednym blogu...
Nie zadziwić ale pochwalić,że wreszcie coś drgnęło u mnie.



Katana całkiem fajnie prezentuje się z uszytą wcześniej sukienką.
Dodam mocne kolorystycznie dodatki i będzie super.
Tak to widzę.
Pozostały mi do ponownego podwinięcia rękawy.
Skopałam nie wiedzieć czemu tę najprostszą czynność.
Marszczy się podwinięcie,trzeba odpruć i jeszcze raz podwinąć.

Kto to szyje w niedzielę???!!!

Chciałam dziś - no i mam to co widać.
Jutro wstaję skoro świt i poprawiam .
Dziś cieszę się jak dziecko,że wreszcie coś uszyłam znowu... i
katana nawet mi się podoba.

czwartek, 1 grudnia 2011

Kontrowersyjne futra cz.2



FUTRA NATURALNE - NIE!
FUTRA SZTUCZNE - TEŻ NIE!


To krzyk ekologów i obrońców zwierząt futerkowych.
Nie dają wyboru zwolennikom noszenia ubiorów z futer ze skór a nawet ze sztucznych futer.

Otóż ekolodzy uważają,że futra sztuczne są również nieprzyjaznym produktem dla środowiska i nie powinny być dopuszczone do obrotu w cywilizowanym świecie.
Są bowiem produktem ,wysokoprzetworzonym produktem przerobu ropy naftowej,nie mogą więc uchodzić za ekologiczne.
Owszem, w tym aspekcie zgadzam się z ich poglądem ale w ogólnym kontekście ich determinacja jest nie na miejscu.

Tak źle tak niedobrze chciałoby się powiedzieć....

Przeciwnicy używania odzieży ze skór zwierzęcych ,również futerkowych organizują się więc w ruchu na rzecz obrony zwierząt.
Są organizatorami kampanii antyfutrzarskich o działaniach uświadamiających??
Propagują istnienie w świecie społeczeństw całkowicie wolnych od użytkowania futer zwierzęcych.
To jakaś utopia ...

Następnym krokiem w działalności ekologów będzie zapewne zmuszanie społeczeństw świata do przejścia na wegetarianizm,bo przecież skóry to produkt uboczny przemysłu mięsnego.
Jak długo będziemy spożywać mięso zwierzęce,tak długo zwierzęta będą zabijane.
W tej chwili dopuszczają więc wyroby ze skóry do użytku przez ludzkość jako zło konieczne.

Jak długo jeszcze będzie to dopust?
Oj nie wiem... nie wiem...
Wiem natomiast,że poglądy przeciwników szycia i noszenia odzieży ze skór naturalnych nie są moimi poglądami.

Nie chcę jeść coraz więcej chemii, ale muszę,nie mam wyboru...
nie chcę też odziewać się w same sztuczności i
tu mam wybór ...
na szczęście jeszcze mam.



Futerko z rysia euroazjatyckiego

piątek, 18 listopada 2011

Podstawy mojego hobby





Nadszedł czas bym pokazała niektóre moje zabawki .
Bo moja odgrzebana przygoda z szyciem jest dla mnie zabawą.
Nawet jeśli komuś się nie podoba to co robię,nawet jeśli ktoś myśli sobie,że nie powinnam marnować tkanin,nici,sprzętu i czasu to ja uważam,że dla zabawy, dla mojego samopoczucia, które jakże się odmieniło odkąd jestem na forum i odkąd piszę tego bloga z ogromną korzyścią dla mnie, warto się w to bawić.
Jestem pewna,że z czasem moje wytwory nabiorą elegancji,szyku,klasy... mimo,że jestem laikiem,że nikt mnie nie instruuje i nie podpowiada mi,nie doradza .
Forum jest jedynym moim kontaktem z ludźmi szyjącymi ,z mistrzyniami krawiectwa Anią,Agą,Trinny i Sus.
To one są moimi guru i sprawdzają się w tej roli znakomicie.
A ja - podglądam wszystkie dziewczyny z forum, podziwiam to co tworzą - ja liczę,że będę szyć coraz lepiej,lepiej i lepiej....

Tak więc, najważniejszą moją zabawką jest odziedziczony po mamie
Łucznik 884.



To bardzo stara,z 1987 roku maszyna walizkowa,do której dokupiłam w ostatnich dniach
- zaczep mocujący
-stopkę do wszywania zamka krytego,
-stopkę do ściegu krytego

Miejscem mojej 'zabawy' jest ustawione w mojej sypialni biurko.
Niezbyt komfortowe warunki,zważywszy,że po każdym szyciu sprzątam,zwijam kram i odstawiam maszynę.
To konieczność by sypialni nie zamienić w pracownię krawiecką.
Narzuciłam sobie taki rytm i jak dotąd rygorystycznie go przestrzegam.

Pod biurkiem już i tak stoją moje ozdobne pudła pełne zakamarkowych skarbów,które mam nadzieję zużyć podczas tej zabawy.
Czyli są to kolejne moje zabawki,a więc

- zawrotne ilości szpulek z nićmi...








- pudełka zatrzasek i nici metalizowanych



- guziki


- koronki




- tkaniny różne i różniaste




- i wiele innych mniej reprezentacyjnych akcesoriów jak tasiemki,siutasze,gumy,usztywniacze,flizeliny itd...

Tak więc mam narzędzia,materiały,chęci ogromne tylko ciągle nie mam zbyt wiele czasu.
Liczę,że czas zacznie w końcu pracować na moja korzyść.
Bo zabawa w szycie znowu mnie kręci....

czwartek, 17 listopada 2011

Już mi cieplej....




Kontynuuję zimowe uszytki.
Jako,że jestem zmarzlak,ciepła odzież kręci mnie najbardziej.
Latem wystarcza mi do szczęścia jakaś spódnica, leginsy kilka topów lub podkoszulek ale zimą brrrrr ...
marznę na samo wspomnienie mrozu i widoku śniegu za oknem.
W trosce o swoje ciało i umysł ( też potrafi mi zamarznąć ) uszyłam z grubej wełny prostą spódnicę w kontrafałdy.
Oczywiście długa na maxa bo to moja ulubiona długość,praktycznie jedyna jaką noszę.
Tylko w upalny letni dzień jestem skłonna założyć mini ale tylko wtedy gdy przebywam w towarzystwie najbliższych. Nie mam nic do ukrycia,nie jestem ułomna ale uwielbiam długość maxi i tylko w takiej jestem w stanie pokazać się komukolwiek.

"Tak krawiec kraje jak mu materii staje"

Styknęło na styk, karczek nie prezentuje się najlepiej ,brak mu prawdziwego skosu ale... za to spódnica osiągnęła resztę...
Karczek będzie niewidoczny bo i tak będzie osłaniany bluzką,kamizelką lub innym ciepłym swetrem.
Za to nogi ...ach moje uda i kolana już nie przemarzną,szczególnie jak przemierzam pieszo drogę od tramwaju do domu.

Jestem znowu w siódmym niebie.


wtorek, 15 listopada 2011

Kontrowersyjne futra

Futro z jenotów


Nie jestem hipokrytką ... to ważne byście to wiedzieli.

W nadchodzącym sezonie jesień/zima 2011 - jak prawie każdego roku - w naszych stylizacjach przewijają się futra.
Dużo futer...
Różne futra ...sztuczne też...
i to one cieszą się ogromną popularnością i wywołują najmniej kontrowersji choć zupełnie nie rozumiem dlaczego.



Historia futra...
sięga czasów prehistorycznych.
Najstarsze w dziejach ludzkości ubiory to okrycia z futer -
naturalnych futer,którymi owijano swoje ciała do czasu aż Eskimosi wymyślili sposób na uszycie z nich ubrań.
Były to okrycia dwuwarstwowe,gdzie włos warstwy wewnętrznej dotykał bezposrenio skóry użytkownika a zewnętrznej skierowywany ku dołowi sprawiał, iż deszcz czy śnieg spływały po tym odzieniu ograniczając jego szybkie namiękanie.

Futro z rudego lisa

W średniowieczu przypadł największy bum na okrycia ze skór.
Futra były oznaką wysokiego urodzenia,niektóre zarezerwowane były wyłącznie dla wyższych sfer, jak popielice,gronostaje czy sobole, inne charakteryzowały zwykłe pospólstwo jak baranie,kozie czy wilcze.
Łączono je z tkaninami lub szyto okrycia wyłącznie z nich.

Polacy byli jednymi z użytkowników,którzy futra przedkładali nad inne dobra.
Polska szlachta często użytkowała te okrycia nawet latem bo strój zawierający futro podkreślał rodowód noszącego a także pełnił reprezentacyjną rolę .

W drugiej połowie XIX wieku futra stały się ulubieńcami kobiet.
Zaczęto szyć z nich typową odzież wierzchnią (płaszcze) ale również łączono z różnego rodzaju tkaninami dodając elementy skór w postaci kołnierzy,obszyć rękawów czy kapturów oraz mufek.
Zawrotną karierę robiły wówczas futra z norek i taką samą osiągały cenę.
Cena futer z prawdziwych skór stała się przyczyną poszukiwania innych rozwiązań .

Pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku zaprezentowano pierwsze sztuczne futro,niestety wybitnie nieudana była to ekspozycja.
Spektakularny sukces na tym polu odnotowano dopiero w latach 50 kiedy to uzyskano sztuczne futro z polimerów akrylowych znane u nas pod nazwą 'miś'.
To był wynalazek na miarę wszech czasów.
Za nim posypały się kolejne rozwiązania - sztuczne tkaniny futrzane - zastępujące w modzie naturalne futra.
Dziś ich dostępność jest zawrotna.
Mimo ogromnych postępów technologicznych to nadal moim zdaniem tandeta ...
I choć wiele kobiet,z różnych powodów, rezygnuje z odzieży z naturalnych skór na korzyść sztucznych futer- nic nie jest w stanie zastąpić skór naturalnych.
To jakość i styl nie do zastąpienia niczym.

Nie widzę nic zdrożnego w tym,że w obecnych czasach hoduje się zwierzęta w celu pozyskania ich skór.
Skoro zmieniły się czasy,cywilizacja odmieniła nasz sposób życia i już nie polujemy a skóry ze zwierząt można zastąpić wytworami światowych technologii, to nad hodowlą zwierząt futerkowych na potrzeby odzieżowe przechodzę do porządku.
Futra to najbardziej naturalny sposób ubierania się,tak było od przed wieków i tak być powinno nadal...


Futro z nutrii

Lubię kobiety odziane w naturalne tkaniny i skóry.
To szczyt elegancji.
Co prawda nie każdą kobietę stać dziś na futro,nawet tak popularne jak w latach 80 ubiegłego wieku futra ,które zalewały Polskę, z nutrii, to jednak elegantkom pozostawmy prawo wyboru w czym chcą chodzić.
Nie piętnujmy ich i nie nękajmy prześladowaniami.
Jest ich i tak garstka w ogólnoświatowej społeczności.
Mieć prawdziwe futro to nadal pragnienie wielu z nas, póki jest jeszcze okazja by mieć w swojej szafie tego rodzaju odzież - miejmy ją ... nie bądźmy hipokrytkami....










piątek, 11 listopada 2011

Nadciąga zimno...



Faktem tym jestem chyba przerażona.
Tak pięknie było jeszcze kilka dni temu...słonecznie i bardzo ciepło.
Niespotykanie ciepło jak na listopad.
Wszystko co dobre szybko się kończy no i mamy bardzo chłodne juz dni.
Z zapowiedzi pogodowych wynika,że będzie coraz zimnej...
wszak nadciąga przecież zima.
Trudno jednak jest mi się pogodzić z tym co nas czeka.
Ja po prostu nie lubię zimy...
Nie lubię chyba dlatego, że nie bywa taka jak być powinna,że coraz częściej jest bezśnieżna czyniąc otoczenie nieznośnie szarym,burym i okropnie brudnym,że okres ten trwa zbyt długo,że chwilami czuję się jakby dopadała mnie depresja.
Wystarczającym utrudnieniem mojego życia są coraz to krótsze dni a przecież będą jeszcze krótsze,dużo krótsze.
Życie bez słońca - dużych ilości słońca - to nie życie.
W takich momentach zazdroszczę południowcom .
Odkąd bloguję zazdroszczę konkretnej osobie hihihi
a co,komuś muszę zazdrościć, a skoro tak, to tą osobą jest Daga.
Przeglądam niemal codziennie jej bloga no to właśnie jej zazdroszczę,że mieszka tam gdzie mieszka.
Mnie pozostaje bronić się przed pogarszającym sie z powodu zimy nastrojem.
Niezliczone obowiązki rodzinno - domowe i to,że postanowiłam znowu robić to co lubię i wynajduję zajęcie dla moich rąk pozwolą mi mam nadzieje przetrwać bezboleśnie dla mojej duszy ten trudny jesienno-zimowy czas.
Własnie z myślą o nadciągającym zimnie,wskutek przeglądania wielu blogów
powstały moje najnowsze dzieła.
Z tkaniny imitującej futerko uszyłam sobie modny w tym sezonie komin.
Znowu zdecydowałam się na czarny kolor ,eh muszę się przyznać,że go uwielbiam.
Kolor....uwielbiam czarny kolor.
No to jest komin...







Czarny komin ... obiecuję,że uszyję sobie również w jasnym kolorze.
Póki co, jest czarny.
Już dziś miałam okazję sprawdzić jego użytkowanie.
Rano było bardzo mroźno więc sprawdził się otulając moje uszy i chroniąc czubek głowy przed nadmierną utratą ciepła,
zaś w ciągu dnia zatrzymując ciepło przy dekolcie.
Jest miły - fajny jednym słowem.
Z takim zabezpieczeniem zima nie jest mi groźna .









czwartek, 10 listopada 2011

Skończona sukienka


Sukienka skończona już kilka...naście dni temu.
Już przetestowana.
Tkanina - cienki flausz jest bardzo miła dla skóry.
Świetnie wyglądam w niej... w grubych czarnych rajstopach i płóciennych botkach.
Jestem zadowolona z niej choć nie do końca.

Lubię szarości i miękkość tkaniny ale moje umiejętności pozostawiają jeszcze wiele do życzenia.
Forma zaczerpnięta z Burdy ma chyba jakiś mankament albo to ja jestem dziwnie nieprzystosowana do noszenia sukienek.
Nosząc ją mam wrażenie jakbym miała zbyt opięte ramiona a przy ruchu rąk rękawy podnoszą się nieco do góry w najwyższym miejscu główki.
Sprawia to wrażenie jakby pozostało tam miejsce na wszycie poduszek.
Nota bene - nie znoszę poduszek w swoich ubiorach więc ich tam nie będzie.

Ponieważ nadciąga zimno,już dzisiejszej nocy było w moim rejonie - 3 *C a sukienka jest idealna na takie dni,przeróbki-poprawki chwilowo nie będzie.
Zbyt mało mam czasu na rozprucie jej i poprawienie,mam bardzo mało czasu na swoje przyjemności,poza tym mogłaby mnie opuścić chęć dokończenia tej pracy.
Jest to wielce prawdopodobne,znam siebie i swoje emocje,zapewne ruszyłabym też dekolt,którego głębokość niezbyt mi odpowiada, nie będę więc kusić losu .
Chcę pochodzić choć przez krótki czas w mojej nowej sukience.
Teraz maskuję nadmiernie wydekoltowana pierś apaszką ,szalikiem w kontrastowych żywszych kolorach lub czarnym futrzakiem (nic nie poradzę na to,że kocham się w czerniach)






Chcę się również pochwalić moim małym sukcesem.
Pierwszy raz w życiu wszywałam kryty zamek.
Co prawda przy pomocy specjalistycznej stopki ale był to dla mnie duży wyczyn z kórego jestem zadowolona mimo,że widać to co widać.


A potem... 'potem sie zobaczy'.

Tymczasem uszyłam kolejne drobiazgi.... ale o tym po tym ... hihihi


cdn

czwartek, 6 października 2011

Jesienna sukienka





Niemal wszystkie blogowiczki szyją sukienki ,ja choć mam ich w szafie kilka ,nie przepadam za nimi.
A wdługości jaka skroiłam nie gustuje zdecydowanie... cóż los bywa przewrotny
Zdecydowanie bardziej komfortowo czuję się w spódnicach,spodniach i odpowiednich do nich żakietach,bolerkach czy bluzach. Będąc jednak użytkowniczką forum o szyciu nie można przejść obojętnie obok coraz częściej pojawiających się w treści forum sukienkach... nie można.
Z czasem w głowie zaczyna kołatać myśl pt. ...muszę mieć podobną...muszę...
I co robi nawet początkująca krawcowa ?
Wiadomo,rzuca się w wir kolorowych czasopism by wybrać najłatwiejszy model,który będzie zdolna uszyć .
Tak jest i ze mną.
Przecież jestem wybitnie początkującą amatorką modelowego szycia... ale przeglądając blogi i wątki na forum nie umiem oprzeć się pokusie .



Wybrałam najprostszy model sukienki ,dopasowałam jedynie do swoich potrzeb dodatkowo wymodelowałam szwem z tyłu w którego górną część wszyję suwak.
Nie weszłabym inaczej w nią.
Wydłużyłam również krótkie w oryginale rękawki na tyle na ile pozwoliła mi tkanina.
Nie kupuję tkanin pod konkretny model lecz dopasowuję te którymi dysponuję i w taki oto sposób zagospodarowuję rodzinne zbiory .
Teraz czekam na zamówioną już stopkę do wszywania suwaków.


Jednak nie wszystko przebiega bezproblemowo.
Czytam na blogach o niedoskonałościach wykrojów w BURDZIE.
Trafiłam również na problem.
Podczas krojenia spłyciłam profilaktycznie dekolt o jakieś 3-4 cm.
Nic nie pomogło,po sfastrygowaniu i przymiarce wyszło na to,że moja jesienna,ciepła sukienka ma dekolt jak w sukni balowej...
Za wielki...a co byłoby gdybym nie zmniejszyła go w ogóle podczas krojenia?
Nie jestem na tyle wyrafinowaną amatorką by umieć to naprawić.
Korzystam znowu z ożywczej dyskusji na forum a w ostateczności gdy nie podołam sugestiom będę maskować ten dekolt w jesienne chłodne dni modnym w nadchodzącym sezonie kominem lub fantazyjnie uwiązaną apaszką w kontrastowym kolorze.




Przygoda z szyciem rozwija się,moja namiętność znowu rośnie ,lubię szyć i nie mogę doczekać się tej stopki do maszyny....uuuu a potem
potem będę kradła czas by uszyć do końca moją jesienną sukienkę.
Na a potem... potem założę grube,polarowe rajstopy i długie kozaki i będę jak z żurnala... hihihi



piątek, 30 września 2011

Jesień spłaca letni dług

Ta jesień jest nietypowa,nie pamiętam takiej.
Jest słoneczna i upalna.
Przypomina letnie miesiące.
Pogoda oddaje nam chyba to czego poskąpiła latem.

Jednak nie dajmy się zwieść ... czyha na nas zimno,deszcze i słoty,
które charakteryzują jesienna aurę i które z pewnością niebawem do nas dotrą.

Jestem okropnym zmarzlakiem i już drżę na myśl o przemarzniętych dłoniach,stopach i o chłodzie przenikającym moje ciało ...brrr
Najwyższy czas przejrzeć garderobę ,odświeżyć ją i uzupełnić o nowe rzeczy.
Jako początkująca amatorka szycia nie odpuszczam i uszyłam tunikę z ciepłej angorowej dzianiny.
Jest niezwykle prosta w fasonie, miła dla skóry i oczywiście cieplutka.
Nie mam owerloka ,szyję na starym modelu Łucznika więc wykończenie tuniki sprawiało mi nieco trudności.
Jak zwykle wielce pomocne rady znalazłam na forum ekrawiectwo.
To Aga pokazała mi jak mogę podszyć dekolt i rękawy by wyglądało to dobrze a nawet doskonale.
Jestem wdzięczna za wszystkie podpowiedzi i zadowolona z efektu.




Za modelkę posłużyła mi swoją osobą siostra ale dzianina prezentuje się doskonale na niemal każdej figurze więc i na mnie wygląda zadowalająco.

Wszystko wskazuje na to,że będę dalej bawić się w szycie.
Rozpoczęłam już przeszywanie czarnych spodni a także skroiłam z cienkiego flauszu sukienkę.
Tu zaczyna się mały problem...od zawsze ubieram się w stroje maxi a flauszu starczyło na sukienkę tuż za kolano.
Owszem wiem,że to modna długość ale jak się mam przestawić?
Czy będę umiała?
Nadzieją są ...kozaki. Długie kozaki,które muszą zapewnić mi komfort samopoczucia.
Jak będzie ...to się okaże.


czwartek, 22 września 2011

Sposób na infekcję



O jesieni

Leopold Staff

Już jesień.Liść na drzewie rzednie.
Jeszcze ostatnim złotem gore,
A z nim spokojnie gaśnie ,blednie,
Co nie umiało umrzeć w porę...

Pogodny schyłek dnia łagodzi,
Co myśl mąciła bałamutna,
I w serce miłościwie schodzi
Radość tak cicha ,że aż smutna.











Nadeszła już jesień.
Ciekawe jaka będzie.
Wiem,że wkrótce dopadnie mnie nostalgia .
Każdego roku tak mam... rozczulam się patrząc na złociste liście,idąc przez park i szurając stopami zanurzonymi w dywanie z liści...
Jak ja lubię te momenty...lubię i jednocześnie poddaję się melancholii.
Chciałabym móc się tylko cieszyć ale to niemożliwe.
Jesienne krajobrazy mają mnie w swojej mocy...


Postanowiłam wpaść na bloga choć na chwilę i
przywitać się na rozpoczęcie jesieni.
Marzyłam by wkroczyć w ten nowy czas uodporniona
na katary,kaszle,chrypki i bóle głowy,które są nieodzownym atrybutem jesiennego okresu.
Niestety, właśnie doświadczam tego wszystkiego mimo słońca i wysokich temperatur...
i jestem zła z tego powodu .

Codzienny tryb życia został zakłócony ... eh,gdyby to były słotne,zimne dni zrozumiałabym ale tak... jestem po prostu zła .
Wycieram zaczerwieniony nos,ocieram załzawione oczy i kaszlę...
czy tak powinien wyglądać pierwszy dzień jesieni?

Skazana na bezczynność w pościeli musiałam znaleźć zajęcie dla rąk...
uszyłam więc kapciuszki ze skóry baraniej wg. własnego "projektu".
Może jesień się ich przestraszy i Kruszynka nie będzie musiała ich jeszcze długo zakładać?
Albo założę je jej już lada moment by uchronić ją od kolejnej jesiennej infekcji.

Pomyślimy...
w każdym razie butki są prawie gotowe.
Brakuje jedynie silikonu na podeszwach ale to będę mogła załatwić dopiero jak opuszczę łóżko.



poniedziałek, 5 września 2011

Zakamarkowe podusie






Przeglądanie rodzinnych zbiorów znowu zaoowocowało ..
Znalazłam tkaninę, z której w kilka godzin powstały podusie do łóżeczka Kruszynki.

Moja przygoda z maszyną rozwija się całkiem pomyślnie.
Jestem zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Bawi mnie przeglądanie tkanin i próby szycia rzeczy prostych a także coraz bardziej skomplikowanych uszytków.
Aczkolwiek podusie do takich nie należą, to w moich uszach słyszę porzekadło "praktyka czyni mistrza".
Mam apetyt na więcej... chcę móc szyć dla siebie tylko czy to możliwe?
Dysponuję maszyną dobrą na moje amatorskie potrzeby, bo Łucznik 884 to jest to z czym jestem sobie w stanie poradzić.
Pewnie i on wytrzyma ze mną jeszcze długo ,muszę tylko poznać wszystkie jego możliwości.
Póki co, coraz częściej kradnę czas i szyję... i szyję... i szyję...




środa, 31 sierpnia 2011

Z zakamarków powstały ...


Moje rodzinne skarby przechowuję na strychu.
Rozmyślałam ostatnio nad sensem tego ....
Szkoda,że nie umiem a także,że nie mam chęci na ich wykorzystanie we własnym zakresie. Przytłacza mnie ta ilość wszystkiego co wygrzebuję przeglądając poszczególne pudła.
Może właśnie ta ilość działa na mnie tak deprymująco?
Może.. a może to,że nie mam talentu ani do szycia ani do innych robótek,które cechują blogowiczki,w kręgu których ostatnio się obracam?
Rozmyślając doszłam do wniosku,że skoro mam wyrzucić to muszę się przemóc i wykorzystać cokolwiek na własne potrzeby.
Wybór padł na zbiór starych koronek.

I powstały rzeczy praktyczne do wykorzystania w mojej działalności hobbystycznej.
Okleiłam nimi pudła i pudełka w których przechowuję nici...całą masę nici.


Ponieważ moje stanowisko krawieckie mieści się w mojej małżeńskiej sypialni,takie opakowanie szpulek z nićmi jest .... chyba ekskluzywne.
Szpulki nie walają się,nawet nie widać,że tam są nici a jednak są...

Robota jest prosta i szybka,niewiele czasu wymaga jedynie oczekiwanie na wyschnięcie kleju . Trwało to noc,czyli ok. 8-9 godzin.
I jest ,myślę,że jest to super pomysł na wykorzystanie zalegających koronek.

Na początek wybrałam najmniej dekoracyjne koronki ale kolejny koronkowy pojemniki
a właściwie jego zniszczone wieko z cieniutkiej flizeliny pokryłam już innymi.
Tutaj sprawa była nieco bardziej skomplikowana?
Chyba nie ale bardziej czasochłonna bo odmierzone kawałki koronek
najpierw zostały zeszyte na maszynie ściegiem zygzakowym a potem ręcznie doszyte do istniejącego drucianego stelaża.
Pudło w którym przechowuję moją skromną biżuterię zyskało jak mniemam na wyglądzie.
To było również praktyczne posunięcie,flizelinowa powłoka była już bardzo zniszczona.
Jedynym mankamentem tej 'ozdoby' jest kolor... Pudełko było w zestawieniu kolorów bordo i różowego.
Teraz mam bordo - ecri.
Może z czasem wymienię je znowu...




Jeśli ma ktoś z Was pomysł jak mogę jeszcze wykorzystać moje koronki - serdecznie proszę o wszelkie sugestie.
Będę bardzo zobowiązana.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Lenię się czy brak mi czasu...

Pasek do spódnicy nadal nie wszyty...
Lenię się totalnie ale i tak nie miałabym kiedy założyć tej białej? ecrie? w każdym razie surówkowej spódnicy.
Każdego dnia leje deszcz a ja... zawsze jestem uchlapana po pas.
Nie umiem inaczej chodzić mimo wielu różnych prób chodzenia.
Nieważne czy są kałuże czy tylko mokre chodniki - ja mam ślady niemalże do karku.
Dlatego zakładanie na siebie czegoś jasnego odpada...
Więc spódnica czeka w kolejce na dokończenie.
Może jednak nadejdą jeszcze ładne słoneczne dni?
Może będę mogła ją jeszcze ubrać np. do bluzeczki ,która jest niezwykle miła dla ciała i chłodzi a którą szyłam całkiem niedawno...
Wprawdzie to wrzesień ale przecież nie raz bywało upalnie we wrześniu,więc liczę,że i w tym roku będzie jeszcze sporo ciepłych - letnich dni.
A spódnica? Jest taka


wtorek, 16 sierpnia 2011

♥ Spódnica z surówki

Wróciłam i chce mi się szyć, robię przegląd szmatek jakimi dysponuję i sięgam po nożyce .
Mam odrobinę czasu dla siebie - cztery dni prawie wyłącznie dla siebie... niespotykany to w ostatnim roku stan...
Wykorzystuję więc każdą chwilkę i przerabiam i szyję i zwężam.
Mam nadzieję,że będą jeszcze ciepłe dni.
Teraz przymierzam się do spódnicy z haftowanej surówki.
Jak zwykle długiej bo to 'moja ' długość.
Ponieważ tkaniny jaką dysponuję jest nie za dużo -
nie za dużo jak na moje rozeznanie, a rozmieszczenie haftu musi być właściwe - więc powstanie spódnica rozpinana.
Nie chcę by sterczał mi materiał na biodrach i brzuchu ,postanowiłam więc,że zrobię nietypowe zaszewki - będą dłuuuuugie jakich nigdy jeszcze nie robiłam.
Zapowiada się ciekawie,bo model jest prosty,wzięty 'z głowy' ale jak zwykle napotykam na trudności.
Tym razem pasek wszyłam źle,krzywo,zbyt głęboko z tyłu i zbyt płytko z przodu.
Musiałam wypruć...
Odetchnęłam pisząc posta na blogu...więc biorę się za chwilę do ponownego szycia...

czwartek, 4 sierpnia 2011

I powstały... spodnie.

No właśnie,coś dla mnie ale to spodnie.
Znowu rzecz nie planowana a jednak bardzo mi w tym momencie potrzebna.
12 sierpnia wybywam na długi weekend.
Pogoda w całej Polsce bywa raczej nieciekawa więc lniane jasne spodnie w takich okolicznościach nie zdają egzaminu.
Postanowiłam uszyć - ciemne...ciemne ...ciemniutkie, które zaoszczędzą mi widoku i roboty przy nich.
Jadę z wizytą,jadę odpocząć, nie będę mieć czasu na pranie po każdym ich zmoczeniu,nie chcę też patrzeć na poplamione jasne spodnie.
Wybrałam więc z rodzinnych zakamarków tkaninę sztuczną, przypominającą sztruks w ciepłym kolorze czekolady,wygrzebałam model ze starego żurnala MODA dla CIEBIE i rozpoczęłam kolejną przygodę z maszyną.
Udało się,wyszło to na co liczyłam... proste spodnie,uniwersalne i bardzo wygodne w noszeniu dla przeciążonej osoby...



Uzupełniam zdjęciem i dodaję,że sprawdziły się na wyjeździe znakomicie.
Również teraz, w deszczowe dni,których obecne lato nam nie skąpi, są doskonałe .
Jestem zaślepiona ,zarozumiała ? Nie,nic z tych rzeczy...po prostu cenię sobie wygodę i praktyczność.
A poza tym - to są moje pierwsze w życiu samodzielnie uszyte spodnie!!!


Jestem zadowolona .Będę próbować uszyć następne ,a co...


poniedziałek, 25 lipca 2011

Wreszcie coś dla siebie...

Pora zrobić coś dla siebie...
Pomyślałam i tak zrobiłam ... hihihi
Zarejestrowałam się jakiś czas temu na papavero z myślą,że będzie to mój podstawowy przewodnik co i jak mam uszyć.
Wszelkie wątpliwości i problemy techniczne zamierzam konsultować na forum .
To bardzo przyjazne nie tylko nowicjuszom forum.
Można omawiać i pytać o radę na wszelkie tematy - zwykle laik ma jakieś opory przed publicznym zadaniem pytania na temat mało znany lub wyglądający na trudny,by nie spotkać się z wyśmianiem czy inną niezbyt przyjemną reakcją ludzi mających dane zagadnienie w jednym paluszku.
Na tym forum jesteśmy przyjmowani z ogromnym zrozumieniem .
Doświadczone osoby - bo przecież zarówno kobiety jak i mężczyźni są aktywnymi użytkownikami tego forum - służą swoją nieocenioną pomocą.
Rostrząsają szczegóły by przybliżyć zagadnienie by stało się wykonalne.
Fajnie jest móc bywać w tak przyjaznym gronie i móc liczyć na zawodową pomoc współuczestników.
Ale..ale... miało być o mnie a wyszło ... o forum eKrawiectwo.net
Nie szkodzi ... o mnie będzie w następnym poście.
Zdradzę tylko,że ściągnęłam z papavero wykroje,ba nawet skleiłam je i ... och to już sukces,moja wygrana z czasem -wykroiłam dwa modele, które zaczynam realizować.
Wreszcie coś dla siebie...

niedziela, 24 lipca 2011

Pozorny zastój...

Chyba znowu mam zastój...ale tylko pozornie.
Ciągle łapię w locie okruchy czasu...
Czytam blogi,udzielam się na forum Susanny,podglądam modele Burdy,Osinki i na papvero ,marzę co sobie zaraz uszyję,przeglądam rodzinne zbiory krawieckie ,porządkuję je, przygotowuję do sprzedaży ... i to chyba wszystko na co mnie stać w kwestii wolnego czasu...

Zwalam winę na pogodę,że mi się nic nie chce ale przecież w domu mam absorbującą osóbkę,która poznawszy przyjemność chodzenia nie pozwala mi odetchnąć.
Spacerujemy,spacerujemy i spacerujemy ... bez końca...tak długo póki nie nadejdzie pora kąpieli i spania.
Po takim dniu - a wszystkie wyglądają ostatnio podobnie - padam.
Po prostu padam.
Jeśli mam zryw to oczywiście szyję w pierwszej kolejności jakiś drobiazg dla Małej...
swoje przyjemności odkładając na potem,zaraz,jutro - co w zasadzie nigdy się nie sprawdza.

W ostatnie zimne,mokre dni uszyłam małej leginsy z cienkiego polara z nadzieją,że zechce dać mi trochę luzu i będzie w nich raczkować bez mojego udziału.
Płonna nadzieja to była...
Nic to..leginsy są a teraz szyje się z tej samej tkaniny 'kubraczek' do nałożenia na szybko w domowych pileszach w chłodne dni.
Pogoda nas nie rozpieszcza ,pada i leje na przemian,w domu bywa zimno - taka bluza jest niezbędna...
Niby nic wielkiego a jednak przy moim chronicznym braku czasu i braku podstaw krawieckich, jest to absorbujące zajęcie.

I w taki oto sposób pozbawiam siebie przyjemności posiadania własnoręcznie uszytego ciuszka stawiając zawsze sobie jako priorytet potrzeby Małej.
Dola kochającej matki Polki.

środa, 6 lipca 2011

Tunika już jest ...


....gotowa.
Jej uszycie zajęło mi niewiele czasu ale jakże trudno było mi się zebrać by ją dokończyć.
Miałam do niej trzy podejścia,najpierw krojenie i fastryga,
potem przymiarka i decyzja o podarowaniu jej siostrze , jej rozmiar wymagał więc korekty...


Ostatnie podejście to zszycie i wykończenie.
Myślałam o wykończeniu lamówką atłasową ,nawet zakupiłam odpowiedni kolor na allegro
jednak zrezygnowałam z tego pomysłu.
Elegancki ciuch a takim jest niewątpliwie ta tunika z elastycznej tkaniny koronkowej
nie może być moim zdaniem wykończona lamówką.
Tak sobie myślałam i podszyłam ją plisami z tej samej tkaniny.




Oczywiście problemem okazało się jak zawsze dla mnie estetyczne wykończenie...
Brakuje mi drygu jak by powiedziała moja babcia.
Wiem o tym,nie ukrywam tej mojej słabości ale przysięgam,staram się ...
staram się ze wszystkich sił.
Może częste szycie doda mi praktyki i może odmieni to mój 'krawiecki los".
Na dzisiaj moja siostra jest zadowolona i ja chyba też ... tak troszeczkę...

niedziela, 3 lipca 2011

Uszyłam...

Wreszcie uszyłam to co powinnam była uszyć już dawno.
Mam więc skończony pewien etap prac rozpoczętych już dawno i mogę zacząć myśleć o następnych.
Mobilizacja bywa trudna ale
uszyłam portalki do pokazanej w poprzednim poście sukieneczki - tuniczki w amarantowym kolorze i cieniutką zwiewną sukieneczkę na upalne dni.





Ale gdzież te upalne dni?
Ładna pogoda odpłynęła w nieznane i zaczęła się niemalże jak w tropikach pora deszczowa . Leje,mży i pada na przemian od kilku już dni.
Przy tym znacznie obniżyła się temperatura powietrza więc dla raczkującej córeńki uszyłam leginsy w miłe kropki - wygodne do raczkowania i osłaniające nóżki przed zimnem na chłodnym parkiecie.
Leginsy wyszły słodkie, wpadam w samozadowolenie hihihi ale tak jest.
Jestem zadowolona z efektu jaki osiągnęłam i stąd szycie podoba mi się coraz bardziej.



Jako,że szycie wciąga mnie coraz bardziej myślę o wygrzebaniu z lamusa poprzednich rozpoczętych projektów.
Może więc kolejna będzie torba - zanim skończy się lato a może skrojone dla mnie sukienki - mam przecież 2 a może tunika,która miała być dla mnie ale z potrzeby serca odstąpiłam ją siostrze.
Chętnie przysiadłabym na dłużej do maszyny ... bardzo chętnie ale pewnie upłynie znowu szmat czasu nim uda mi się coś doprowadzić do końca.
Pomysłów kłębi mi się kilka ale
skąd mam wziąć troszkę wolnego czasu?
Może ktoś wie?