Podjęta próba uszycia po latach sukienki nie wypaliła.
Miała być fajna,jesienna ,model z Burdy.
Mimo usilnych zabiegów dostosowania jej do swojej figury nic z tego nie wyszło.
Sukienka założona była może 2 a może 3 razy i zbliżał się jej nieuchronny koniec.
Tak jej nie lubiłam,że byłam gotowa wyrzuć byle nie widzieć jej w szafie.
Ale tkanina czyli flausz kazał mi się zastanowić nad tym co zamierzałam zrobić szalonego.
No to została przerobiona na coś co jest dla mnie wyznacznikiem wygody - spódnicę.
I przysięgam - czuję się w niej wyśmienicie mimo tego co widzicie na tym zdjęciu.
Wkrótce przedstawię inne ... bez mojej szacownej osoby...
ale spódnica jest git...
Spódnica zawsze jest wygodnym ubiorem, też lubię spódnice. Jak na trzecia przeróbkę wyszła bardzo dobrze. Zawsze od czegoś trzeba zacząć:) Witam na moim blogu:)
OdpowiedzUsuńSuper ta kokarda wygląda a spódnica dobrze moim zdaniem leży, fajna długość- do kozaczków w sam raz:]
OdpowiedzUsuńSukienka na Twoich zdjeciach prezentowala sie bardzo fajnie, ale skoro okazala sie byc jeszcze lepsza spodnica, to tez super :) Najwazniejsze, ze Ci dobrze sluzy!
OdpowiedzUsuńNo i fajna spodnica Ci wyszla. Najwazniejsze, zeby chodzic w tym, co sie szyje. Wogole fajny kolor tkaniny, ja lubie takie. Bedzie pasowac i czarny, i niebieski i czerwien ognista tez!
OdpowiedzUsuńBardzo udana przeróbka
OdpowiedzUsuń