czwartek, 17 listopada 2011

Już mi cieplej....




Kontynuuję zimowe uszytki.
Jako,że jestem zmarzlak,ciepła odzież kręci mnie najbardziej.
Latem wystarcza mi do szczęścia jakaś spódnica, leginsy kilka topów lub podkoszulek ale zimą brrrrr ...
marznę na samo wspomnienie mrozu i widoku śniegu za oknem.
W trosce o swoje ciało i umysł ( też potrafi mi zamarznąć ) uszyłam z grubej wełny prostą spódnicę w kontrafałdy.
Oczywiście długa na maxa bo to moja ulubiona długość,praktycznie jedyna jaką noszę.
Tylko w upalny letni dzień jestem skłonna założyć mini ale tylko wtedy gdy przebywam w towarzystwie najbliższych. Nie mam nic do ukrycia,nie jestem ułomna ale uwielbiam długość maxi i tylko w takiej jestem w stanie pokazać się komukolwiek.

"Tak krawiec kraje jak mu materii staje"

Styknęło na styk, karczek nie prezentuje się najlepiej ,brak mu prawdziwego skosu ale... za to spódnica osiągnęła resztę...
Karczek będzie niewidoczny bo i tak będzie osłaniany bluzką,kamizelką lub innym ciepłym swetrem.
Za to nogi ...ach moje uda i kolana już nie przemarzną,szczególnie jak przemierzam pieszo drogę od tramwaju do domu.

Jestem znowu w siódmym niebie.


3 komentarze:

  1. wełna i krata w jednym :) mmmmmm....
    to coś na co w ostatnim czasie mam hopla, wełna dlatego, ze podobnie jak ty jestem zmarzluchem okropnym:), a krata to sama nie wiem dlaczego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też uwielbiam maxi :) Już zazdroszczę na myśl, jak musi być ciepło w tej spódnicy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widze, ze jadnak udaje Ci sie mobilizowac do szycia i nie bedziesz tej zimy marzla ;) Ja sie podpisze pod tym, co juz napisala Monika - welna i krata to jest to, dobry wybor!

    OdpowiedzUsuń