piątek, 18 listopada 2011

Podstawy mojego hobby





Nadszedł czas bym pokazała niektóre moje zabawki .
Bo moja odgrzebana przygoda z szyciem jest dla mnie zabawą.
Nawet jeśli komuś się nie podoba to co robię,nawet jeśli ktoś myśli sobie,że nie powinnam marnować tkanin,nici,sprzętu i czasu to ja uważam,że dla zabawy, dla mojego samopoczucia, które jakże się odmieniło odkąd jestem na forum i odkąd piszę tego bloga z ogromną korzyścią dla mnie, warto się w to bawić.
Jestem pewna,że z czasem moje wytwory nabiorą elegancji,szyku,klasy... mimo,że jestem laikiem,że nikt mnie nie instruuje i nie podpowiada mi,nie doradza .
Forum jest jedynym moim kontaktem z ludźmi szyjącymi ,z mistrzyniami krawiectwa Anią,Agą,Trinny i Sus.
To one są moimi guru i sprawdzają się w tej roli znakomicie.
A ja - podglądam wszystkie dziewczyny z forum, podziwiam to co tworzą - ja liczę,że będę szyć coraz lepiej,lepiej i lepiej....

Tak więc, najważniejszą moją zabawką jest odziedziczony po mamie
Łucznik 884.



To bardzo stara,z 1987 roku maszyna walizkowa,do której dokupiłam w ostatnich dniach
- zaczep mocujący
-stopkę do wszywania zamka krytego,
-stopkę do ściegu krytego

Miejscem mojej 'zabawy' jest ustawione w mojej sypialni biurko.
Niezbyt komfortowe warunki,zważywszy,że po każdym szyciu sprzątam,zwijam kram i odstawiam maszynę.
To konieczność by sypialni nie zamienić w pracownię krawiecką.
Narzuciłam sobie taki rytm i jak dotąd rygorystycznie go przestrzegam.

Pod biurkiem już i tak stoją moje ozdobne pudła pełne zakamarkowych skarbów,które mam nadzieję zużyć podczas tej zabawy.
Czyli są to kolejne moje zabawki,a więc

- zawrotne ilości szpulek z nićmi...








- pudełka zatrzasek i nici metalizowanych



- guziki


- koronki




- tkaniny różne i różniaste




- i wiele innych mniej reprezentacyjnych akcesoriów jak tasiemki,siutasze,gumy,usztywniacze,flizeliny itd...

Tak więc mam narzędzia,materiały,chęci ogromne tylko ciągle nie mam zbyt wiele czasu.
Liczę,że czas zacznie w końcu pracować na moja korzyść.
Bo zabawa w szycie znowu mnie kręci....

czwartek, 17 listopada 2011

Już mi cieplej....




Kontynuuję zimowe uszytki.
Jako,że jestem zmarzlak,ciepła odzież kręci mnie najbardziej.
Latem wystarcza mi do szczęścia jakaś spódnica, leginsy kilka topów lub podkoszulek ale zimą brrrrr ...
marznę na samo wspomnienie mrozu i widoku śniegu za oknem.
W trosce o swoje ciało i umysł ( też potrafi mi zamarznąć ) uszyłam z grubej wełny prostą spódnicę w kontrafałdy.
Oczywiście długa na maxa bo to moja ulubiona długość,praktycznie jedyna jaką noszę.
Tylko w upalny letni dzień jestem skłonna założyć mini ale tylko wtedy gdy przebywam w towarzystwie najbliższych. Nie mam nic do ukrycia,nie jestem ułomna ale uwielbiam długość maxi i tylko w takiej jestem w stanie pokazać się komukolwiek.

"Tak krawiec kraje jak mu materii staje"

Styknęło na styk, karczek nie prezentuje się najlepiej ,brak mu prawdziwego skosu ale... za to spódnica osiągnęła resztę...
Karczek będzie niewidoczny bo i tak będzie osłaniany bluzką,kamizelką lub innym ciepłym swetrem.
Za to nogi ...ach moje uda i kolana już nie przemarzną,szczególnie jak przemierzam pieszo drogę od tramwaju do domu.

Jestem znowu w siódmym niebie.


wtorek, 15 listopada 2011

Kontrowersyjne futra

Futro z jenotów


Nie jestem hipokrytką ... to ważne byście to wiedzieli.

W nadchodzącym sezonie jesień/zima 2011 - jak prawie każdego roku - w naszych stylizacjach przewijają się futra.
Dużo futer...
Różne futra ...sztuczne też...
i to one cieszą się ogromną popularnością i wywołują najmniej kontrowersji choć zupełnie nie rozumiem dlaczego.



Historia futra...
sięga czasów prehistorycznych.
Najstarsze w dziejach ludzkości ubiory to okrycia z futer -
naturalnych futer,którymi owijano swoje ciała do czasu aż Eskimosi wymyślili sposób na uszycie z nich ubrań.
Były to okrycia dwuwarstwowe,gdzie włos warstwy wewnętrznej dotykał bezposrenio skóry użytkownika a zewnętrznej skierowywany ku dołowi sprawiał, iż deszcz czy śnieg spływały po tym odzieniu ograniczając jego szybkie namiękanie.

Futro z rudego lisa

W średniowieczu przypadł największy bum na okrycia ze skór.
Futra były oznaką wysokiego urodzenia,niektóre zarezerwowane były wyłącznie dla wyższych sfer, jak popielice,gronostaje czy sobole, inne charakteryzowały zwykłe pospólstwo jak baranie,kozie czy wilcze.
Łączono je z tkaninami lub szyto okrycia wyłącznie z nich.

Polacy byli jednymi z użytkowników,którzy futra przedkładali nad inne dobra.
Polska szlachta często użytkowała te okrycia nawet latem bo strój zawierający futro podkreślał rodowód noszącego a także pełnił reprezentacyjną rolę .

W drugiej połowie XIX wieku futra stały się ulubieńcami kobiet.
Zaczęto szyć z nich typową odzież wierzchnią (płaszcze) ale również łączono z różnego rodzaju tkaninami dodając elementy skór w postaci kołnierzy,obszyć rękawów czy kapturów oraz mufek.
Zawrotną karierę robiły wówczas futra z norek i taką samą osiągały cenę.
Cena futer z prawdziwych skór stała się przyczyną poszukiwania innych rozwiązań .

Pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku zaprezentowano pierwsze sztuczne futro,niestety wybitnie nieudana była to ekspozycja.
Spektakularny sukces na tym polu odnotowano dopiero w latach 50 kiedy to uzyskano sztuczne futro z polimerów akrylowych znane u nas pod nazwą 'miś'.
To był wynalazek na miarę wszech czasów.
Za nim posypały się kolejne rozwiązania - sztuczne tkaniny futrzane - zastępujące w modzie naturalne futra.
Dziś ich dostępność jest zawrotna.
Mimo ogromnych postępów technologicznych to nadal moim zdaniem tandeta ...
I choć wiele kobiet,z różnych powodów, rezygnuje z odzieży z naturalnych skór na korzyść sztucznych futer- nic nie jest w stanie zastąpić skór naturalnych.
To jakość i styl nie do zastąpienia niczym.

Nie widzę nic zdrożnego w tym,że w obecnych czasach hoduje się zwierzęta w celu pozyskania ich skór.
Skoro zmieniły się czasy,cywilizacja odmieniła nasz sposób życia i już nie polujemy a skóry ze zwierząt można zastąpić wytworami światowych technologii, to nad hodowlą zwierząt futerkowych na potrzeby odzieżowe przechodzę do porządku.
Futra to najbardziej naturalny sposób ubierania się,tak było od przed wieków i tak być powinno nadal...


Futro z nutrii

Lubię kobiety odziane w naturalne tkaniny i skóry.
To szczyt elegancji.
Co prawda nie każdą kobietę stać dziś na futro,nawet tak popularne jak w latach 80 ubiegłego wieku futra ,które zalewały Polskę, z nutrii, to jednak elegantkom pozostawmy prawo wyboru w czym chcą chodzić.
Nie piętnujmy ich i nie nękajmy prześladowaniami.
Jest ich i tak garstka w ogólnoświatowej społeczności.
Mieć prawdziwe futro to nadal pragnienie wielu z nas, póki jest jeszcze okazja by mieć w swojej szafie tego rodzaju odzież - miejmy ją ... nie bądźmy hipokrytkami....










piątek, 11 listopada 2011

Nadciąga zimno...



Faktem tym jestem chyba przerażona.
Tak pięknie było jeszcze kilka dni temu...słonecznie i bardzo ciepło.
Niespotykanie ciepło jak na listopad.
Wszystko co dobre szybko się kończy no i mamy bardzo chłodne juz dni.
Z zapowiedzi pogodowych wynika,że będzie coraz zimnej...
wszak nadciąga przecież zima.
Trudno jednak jest mi się pogodzić z tym co nas czeka.
Ja po prostu nie lubię zimy...
Nie lubię chyba dlatego, że nie bywa taka jak być powinna,że coraz częściej jest bezśnieżna czyniąc otoczenie nieznośnie szarym,burym i okropnie brudnym,że okres ten trwa zbyt długo,że chwilami czuję się jakby dopadała mnie depresja.
Wystarczającym utrudnieniem mojego życia są coraz to krótsze dni a przecież będą jeszcze krótsze,dużo krótsze.
Życie bez słońca - dużych ilości słońca - to nie życie.
W takich momentach zazdroszczę południowcom .
Odkąd bloguję zazdroszczę konkretnej osobie hihihi
a co,komuś muszę zazdrościć, a skoro tak, to tą osobą jest Daga.
Przeglądam niemal codziennie jej bloga no to właśnie jej zazdroszczę,że mieszka tam gdzie mieszka.
Mnie pozostaje bronić się przed pogarszającym sie z powodu zimy nastrojem.
Niezliczone obowiązki rodzinno - domowe i to,że postanowiłam znowu robić to co lubię i wynajduję zajęcie dla moich rąk pozwolą mi mam nadzieje przetrwać bezboleśnie dla mojej duszy ten trudny jesienno-zimowy czas.
Własnie z myślą o nadciągającym zimnie,wskutek przeglądania wielu blogów
powstały moje najnowsze dzieła.
Z tkaniny imitującej futerko uszyłam sobie modny w tym sezonie komin.
Znowu zdecydowałam się na czarny kolor ,eh muszę się przyznać,że go uwielbiam.
Kolor....uwielbiam czarny kolor.
No to jest komin...







Czarny komin ... obiecuję,że uszyję sobie również w jasnym kolorze.
Póki co, jest czarny.
Już dziś miałam okazję sprawdzić jego użytkowanie.
Rano było bardzo mroźno więc sprawdził się otulając moje uszy i chroniąc czubek głowy przed nadmierną utratą ciepła,
zaś w ciągu dnia zatrzymując ciepło przy dekolcie.
Jest miły - fajny jednym słowem.
Z takim zabezpieczeniem zima nie jest mi groźna .









czwartek, 10 listopada 2011

Skończona sukienka


Sukienka skończona już kilka...naście dni temu.
Już przetestowana.
Tkanina - cienki flausz jest bardzo miła dla skóry.
Świetnie wyglądam w niej... w grubych czarnych rajstopach i płóciennych botkach.
Jestem zadowolona z niej choć nie do końca.

Lubię szarości i miękkość tkaniny ale moje umiejętności pozostawiają jeszcze wiele do życzenia.
Forma zaczerpnięta z Burdy ma chyba jakiś mankament albo to ja jestem dziwnie nieprzystosowana do noszenia sukienek.
Nosząc ją mam wrażenie jakbym miała zbyt opięte ramiona a przy ruchu rąk rękawy podnoszą się nieco do góry w najwyższym miejscu główki.
Sprawia to wrażenie jakby pozostało tam miejsce na wszycie poduszek.
Nota bene - nie znoszę poduszek w swoich ubiorach więc ich tam nie będzie.

Ponieważ nadciąga zimno,już dzisiejszej nocy było w moim rejonie - 3 *C a sukienka jest idealna na takie dni,przeróbki-poprawki chwilowo nie będzie.
Zbyt mało mam czasu na rozprucie jej i poprawienie,mam bardzo mało czasu na swoje przyjemności,poza tym mogłaby mnie opuścić chęć dokończenia tej pracy.
Jest to wielce prawdopodobne,znam siebie i swoje emocje,zapewne ruszyłabym też dekolt,którego głębokość niezbyt mi odpowiada, nie będę więc kusić losu .
Chcę pochodzić choć przez krótki czas w mojej nowej sukience.
Teraz maskuję nadmiernie wydekoltowana pierś apaszką ,szalikiem w kontrastowych żywszych kolorach lub czarnym futrzakiem (nic nie poradzę na to,że kocham się w czerniach)






Chcę się również pochwalić moim małym sukcesem.
Pierwszy raz w życiu wszywałam kryty zamek.
Co prawda przy pomocy specjalistycznej stopki ale był to dla mnie duży wyczyn z kórego jestem zadowolona mimo,że widać to co widać.


A potem... 'potem sie zobaczy'.

Tymczasem uszyłam kolejne drobiazgi.... ale o tym po tym ... hihihi


cdn